Things to speak only in a whisper.


I. MAŁŻONEK


    Zdezelowany telewizor, który Sehun dostał w prezencie ślubnym od swojej ciotki, nadawał w kuchni jak co ranek, gdy szykował się do pracy. Wielokrotnie myślał nad tym, czy nie powinien go wymienić na jakiś nowszy i lepszy, ale sentyment nie pozwalał mu na to. Somin z kolei uważała, że stare przedmioty wyglądają ładnie obok nowych, więc jeśli jednak zmieniłby zdanie, miałby w domu niezłą batalię. Zdążył przywyknąć do tego, że jego urocza żoneczka stanowiła jednocześnie słodką i upartą osóbkę, którą kochał jak wariat. Wręcz idealny duet, choć Sehun wcześniej uchodził za raczej niezbyt zachęcającego kawalera, może z powodu stronienia od ludzi, a może z powodu szorstkiego obycia i odpychania każdego wokół siebie.
    Jego dzieciństwo było winne całemu temu odgrodzeniu się od świata, ponieważ rodzice starali się wpajać mu zasady dobrego wychowania bardziej, niż wartości życiowe. Zapewne nigdy nie potrafiłby kochać, gdyby nie Somin, jego przyjaciółka, dostrzegająca ukryte w nim uczucia, buchające swoim namiętnym żarem niesamowicie intensywnie. Niczego tak w życiu nie pragnął, jak odwdzięczania jej się za tę miłość i troskę, za każdy pocałunek, za każdy dotyk jej delikatnych dłoni. Rodzina Somin przyjęła go z entuzjazmem, bo którzy rodzice nie chcieliby dla swojej córki wykształconego mężczyzny, w dodatku tak dobrze wychowanego, a który brat nie chciałby szczęścia dla swojej siostry?
    Niemalże idylliczna sielanka, musiała jednak w końcu przeistoczyć się w rutynę, którą trzeba było znosić, codziennie wsłuchując się w ciche nadawanie zdezelowanego telewizora. Sehun nie mógł narzekać, bo przecież każde małżeństwo prędzej czy później odrobinę się od siebie odsuwało i zajmowało swoimi sprawami, niekoniecznie znajdując czas na wspólne posiłki czy rozmowy.
    Stanął na werandzie, rozglądając się po okolicy. Zaczął padać deszcz, ale nie przejął się tym, bo jeździł autem, a właściwie odrobina świeżego powietrza się przydawała. Delikatny zapach po deszczu dobrze na niego działał, przypominał o najlepszych chwilach z dzieciństwa, kiedy to wymykał się nocami z domu do lasu i spędzał tam godziny, bawiąc się. Nigdy się nie bał chodzić tam o zmroku, ponieważ czuł silny związek z tą porą dnia. Co prawda wracał ciągle przemoczony i chorował częściej, ale wolność od tych wszystkich zasad i nakazów była tego warta. Nie, żeby ich nie szanował, bo były dobre, ale każdy musiał mieć chwilę na rozrywkę.
    Pobiegł w kierunku samochodu, szybko nacisnął guzik od centralnego zamka na kluczyku i wsiadł do środka. Spojrzał odruchowo w lusterko, marszcząc brwi. Rodzina Kim była najbardziej tajemniczą rodziną w całym mieście, jak i równie najbardziej bogatą, dlatego wielu dziwiło to, że chcieli zamieszkać na skromnych przedmieściach, zamiast nabyć jakąś luksusową willę. Sehun uważał, że bogaci zawsze mają jakieś kontakty z przestępczym światem, więc unikał ich, jak tylko mógł. Kiedy zauważył Jongina, syna państwa Kim, przeszedł go dreszcz. Chłopak był wyjątkowo dziwny i zawsze go obserwował.
    Zadrżał, gdy wyjeżdżał z podjazdu, a ten kiwnął na niego dłonią. Podjechał niechętnie na chodnik po jego stronie ulicy i otworzył szybę.
    – Kołpak — rzucił Jongin, ignorując deszcz. Sehun zdziwił się, kiedy usłyszał jego głos. Głęboki i basowy. Wysiadł z samochodu i zerknął na koła, a potem poprawił, co należało. Wstał, spoglądając znowu na bruneta.
    – Dziękuję — mruknął Sehun, przygryzając wargę. Niechętnie wyciągnął w kierunku chłopaka dłoń. – Oh Sehun.
Opalona dłoń uścisnęła jego nieco bledszą.
    – Kim Jongin — przedstawił się brunet, choć doskonale wiedział, że Sehun znał jego imię i nazwisko, bo przecież wszyscy tak interesowali się jego rodziną, która nie piekła ciast dla innych mieszkańców i nie pukała od drzwi do drzwi, chcąc się przywitać w celu zdobycia partnerów do plotkowania.
    – Przepraszam, spieszę się do pracy — Sehun wsiadł do samochodu i odjechał szybko. Jongin pewnie uważał, że jest dziwakiem, ale to on jego za takiego uważał. Kto normalny unika towarzystwa ludzi, stoi w deszczu i w ogóle jest jakiś.. podejrzany? Somin wyśmiałaby go, bo nowe znajomości to była dla niej gratka, jednak żadni inni sąsiedzi nigdy nie wzbudzali jego niepokoju.
    Żadni inni poza rodziną Kim.

*

    Wzrok Chanyeola ciągle maltretował Sehuna i ten doskonale o tym wiedział, ale starał się go ignorować. Jakoś nie chciał roztrząsać swoich małżeńskich problemów w pracy, bo wiedział, że wtedy wszyscy wokoło się o tym dowiedzą i do uszu Somin wpadnie wieść, że myśli o rozwodzie, co byłoby bzdurą. Swoje małżeństwo traktował z najwyższym dystansem. Opinii, że coś takiego jest nudziarstwem i relacje mąż-żona powinny być nieco bardziej urozmaicone, słuchał bez słowa, bo po co przejmować się tym, co mówili faceci z kochankami?
    Kiedy chciał napić się kawy, zauważył, że musi zrobić drugą, ponieważ ta w kubku już wystygła. Wolno wstał i ruszył w kierunku automatu, nadal nie spoglądając na Chanyeola. Stanął przed maszyną, zapłacił, po czym wybrał zwyczajną kawę z mlekiem bez tych, jak to określał, amerykańskich udziwnień. Chanyeol pojawił się obok znikąd, więc obrzucił go zirytowanym spojrzeniem.
    – Co ty wyprawiasz? — mruknął, wyjmując z automatu kubek z napojem i uważając, by go nie wylać.
   – Zachowujesz się dziwnie, ale od kilku dni już nie udajesz, że wszystko okej — rzucił blondyn, wskazującym palcem uderzając go w czoło. Wielokrotnie martwił się o Sehuna, ponieważ był jego najbliższym przyjacielem i to on pomógł mu pozbierać się, gdy jego chłopak, Baekhyun, zginął w wypadku samochodowym. Ofiarował mu więc dobrą pracę i pomoc.
    – Och, nie musisz się tym wcale przejmować — odpowiedział krótko Sehun, idąc z powrotem do swojego biurka. Chanyeol zrównał się z nim krokiem po kilku sekundach, spychając go w stronę swojego gabinetu. Nikt nie miał prawa wejść do niego bez pukania, no chyba, że był to jego przyjaciel.
    Pracownicy obserwowali ich, śmiejąc się pod nosem, bo to nie był pierwszy raz, gdy Chanyeol używał odnośnie Sehuna swego rodzaju przemocy. Ten młodszy, chcąc nie chcąc, zmierzał w kierunku mu narzuconym, obdarzając co chwila prześladowcę zdenerwowanym spojrzeniem, jednak nie zauważył, by tamten cokolwiek sobie z tego robił.
    Wszedł do gabinetu pierwszy i od razu zauważył wiszący na ścianie portret Baekhyuna. Ogarnął go lekki smutek. Fotografia uchwyciła moment, gdy się uśmiechał, trzymając w dłoniach jakiegoś sporej wielkości pluszaka. Takie chwile pozwalały zrozumieć, dlaczego Chanyeol nie potrafił o nim zapomnieć i cały czas go kochał, choć chłopak już od czterech lat istniał jedynie w jego pamięci.
    Siadł na niewielkiej kanapie, zaś blondyn na krześle. Nie odzywali się do siebie przez kilka minut, co nieco wprawiało go w zakłopotanie.
     – No, mów — Chanyeol ponaglił przyjaciela. – Między tobą a Somin w porządku?
    – Tak, wszystko w porządku, ale tak jakby.. — na moment zamilkł, bo nie wiedział, co tak dokładnie chciałby powiedzieć. Przecież jego małżeństwo nie miało kryzysów, wszystko było dobrze, a rutyna nie musiała świadczyć o znudzenie się sobą i tak dalej. Wstając rano, każdego dnia, był przeświadczony, że musi dawać Somin wszystko, co najlepsze w ramach podziękowania. Jego relacja z nią, wcześniej przypominała tę z Chanyeolem, obecnie. Ona była tą jedną. Tą, którą kochał i tą, która kochała jego. Nikt inny nie mógł mu dać tak wielkiego uczucia.
    – Nie mam pojęcia już — westchnął. – Tak jakoś nie mamy ochoty spędzać ze sobą tyle czasu, co kiedyś, wymawiamy się pracą i tak dalej. Nie wydaje mi się, by to chodziło o uczucia, bo no.. wiesz.. — dodał.
    – To samo miałem z Baconem, spokojnie — zbagatelizował Chanyeol, lekko się krzywiąc, gdy chociażby wymawiał ten idiotyczny przydomek. – Związki mają kryzysy, bo jakby było ciągle super, to znudzilibyście się sobą jeszcze przed ślubem. Moi rodzice też przechodzili podobną sytuację, ale nadal są jakoś małżeństwem.
    – Wiem, ale..
    – Cicho, mam ważniejszy temat do obgadania z tobą. Przyjąłem nowego pracownika, nazywa się Kim Jongin i z tego, co widziałem w jego CV, mieszka na tej samej ulicy, co ty. Znasz go?
    Ta diametralna zmiana tematu, nie tyle zaskoczyła Sehuna, a zirytowała go. Znowu ten dziwny chłopak, będzie pracował w biurze. Z nim, w tym samym budynku. Kto wie, jakie rzeczy wyprawiały się w jego domu? Coś w spojrzeniu tego chłopaka również mu się nie podobało. Niepokoiło go. Wprawiało w zakłopotanie i niepewność.
    – Wolałbym, żebyś go nie zatrudniał, nie ma najlepszej opinii, jak i jego rodzina. To znaczy, wiesz, ciągle siedzą w domu i chyba robią jakieś brudne interesy, mafia i te sprawy, nie potrafię im zaufać — mruknął, licząc, że jego przyjaciel nie zignoruje wyraźnej niechęci w tonie jego głosu. Chanyeol miał to do siebie, iż z kolei ufał ludziom, którzy niekoniecznie byli tego zaufania warci, a potem wychodziło tak, że cierpiał, gdy go zawodzili.
    – Każdego, jakkolwiek innego od siebie, oceniasz właśnie w taki sposób. Nie zachowywał się jakoś podejrzanie, kiedy tu przyszedł. Miałem wrażenie, że dobrze wiedział, czego chce, jak rozmawialiśmy.
    – Nie podoba mi się on i tyle.
    Sehun wstał, po czym wziął swój kubek z już niemal zimną kawą i wyszedł z gabinetu przyjaciela. Nie miał ochoty kwestionować jego wyborów, bo ten i tak go nie słuchał, a poza tym chciał trochę odetchnąć. Ten dzień wcale mu się nie podobał, bo choć myślał, że uda mu się zapomnieć o rodzinie Kim, a zwłaszcza o najmłodszym jej członku, to okazało się, że nie będzie to w ogóle możliwe.

*

    Jongin ciągle obserwował okolicę. Wyczekiwał, aż znajomy samochód zaparkuje przed domem naprzeciw, a z niego wysiądzie pewien szatyn i pójdzie do domu, tym samym pozwalając mu być nocą spokojnym. Irytowało go to, że ten chłopak nie miał o niczym pojęcia, a jeszcze bardziej irytujący był fakt, iż nie mógł mu nawet niczego wyjaśnić. Przeprowadzka do Seulu, również owiana była wielką tajemnicą i okoliczni mieszkańcy dostali idealny temat do plotkowania, co zresztą wielokrotnie sam słyszał. Stawiano jego rodzinę w najgorszym świetle tylko przez głupią rzecz, która niszczyła im wszystkim normalne życie.
    Najchętniej miałby gdzieś tego chłopaka, zajmował się swoimi sprawami, ale zwyczajnie nie mógł. Śledził go, na tyle na ile było to możliwe, a potem wracał do swojego stałego punktu obserwacyjnego. Nie mógł się spotykać z jedną z najważniejszych dla siebie osób, coraz bardziej się od niej oddalał i namiętnie nie znosił tego wstrętnego Sehuna, myślącego, że w ogóle nie mają nic wspólnego ze sobą i cieszącego się przesłodzoną żoneczką.
    Jego rodzice nie dawali mu odczuć własnego dyskomfortu związanego z tym wszystkim, ale dobrze wiedział, że też już byli tym zmęczeni. Prosił ich, by wrócili z powrotem do ich dawnego domu, jednak oni chcieli wspierać go w jego działaniach i dopilnować, by nie zrezygnował. Gdyby nie pewien uroczy, słodki blondyn, będący oazą zrozumienia, pewnie zwariowałby.
    Widząc nareszcie samochód, odetchnął z ulgą i odczekał tylko, aż właściciel wysiądzie, by potem zniknąć za drzwiami domu. Spokojny, sam wrócił do swojego i niemal od razu, kładąc się na łóżku w swoim pokoju, wyjął telefon z kieszeni i wykonał telefon do tego jedynego.


nie wiem, czy to się w ogóle da czytać. czy ktoś to będzie czytał.